sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 4

"Przyszłość jest nam z góry przypisana i dobrze, że jej nie znamy, inaczej życie stałoby się szarym, mrocznym przedsionkiem śmierci"




-Kochanie Thiago już zasnął, więc teraz możemy porozmawiać.
Dziewczyna odłożyła na bok książkę i spojrzała na swojego męża. Wiedziała, że czeka ich rozmowa. W końcu od jej wyjścia ze szpitala, nie rozmawiali razem.
-Wiesz skąd mogła w twoim organizmie znaleźć się taka substancja?
-Nie.
-Amy. ten dzień spędziłaś z Shaki. Jadłyście i piłyście to samo oprócz wody, którą przyniosła ci Rafaella.
-Myślisz, że mogłaby?
-Nie wiem, ale to najbardziej prawdopodobne.
-Leo co teraz będzie? Rafaella odstawia takie numery, a Michael wyszedł z więzienia.
-Będzie dobrze, obiecuję. Mam świetny pomysł.
-Jaki?
-Wyjedziemy na wakacje, oni o tym nie będą wiedzieć.
-A gdzie i z kim?
-My z Thiago, rodzinką Pique i Alvesem na Ibizę. Co ty na to?
-Tak, odpoczynek od tego wszystkiego nam się przyda.
-Kocham cię Amy.
Pocałował czule swoją wybrankę.
-Leoś kto jeszcze pojedzie z nami?
-Na pewno Iniesta i słyszałem, że Puyol też.
Zaśmiali się do siebie i mocno wtulili się do swojej drugiej połówki. Nawet nie wiedzieli kiedy zasnęli. Obudził ich głośny krzyk Thiago. Amy wyskoczyła z łóżka jak poparzona i pobiegła w stronę pokoiku synka. Weszła i od razu mocno go przytuliła.
-Thiago co się stało?
-Miałem zły sen.
Amy westchnęła i położyła się z małym Messim w jego łóżeczku. Zaczęła śpiewać mu jego ulubioną kołysankę i zasnęli oboje. Tymczasem Leo im się przyglądał. Pomyślał w tej chwili, że jest najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Ma ukochaną rodzinę i nikomu nie da ich skrzywdzić. Wiedział, że Ibiza to świetny pomysł. Jadą z całą ekipą, więc będzie wesoło i może na chwilę zapomną o tych nieszczęściach. Zmęczony poszedł się położyć do łóżka i zasnął. Usłyszał dzwonek swojego telefonu. Godzina była 10:00. Odebrał telefon i zaspanym głosem zaczął rozmowę.
-Halo?
-Dzień dobry panie Messi.
-Geri? Co ty taki wesoły?
-Bo za niedługo jedziemy na Ibizę. Nie zapomnij powiedzieć Amy, że jej brat i Mia też się zgodzili.
-Pique dzwonisz tylko po to?
-Lubię cię budzić to papa.
Argentyńczyk odłożył telefon i pokręcił zrezygnowany głową. Gerard zawsze musi coś wymyślić, żeby komuś dokuczyć. Jednak mimo wszystko uwielbia tego człowieka. Można powiedzieć, że Pique jest wesołą duszą szatni Barcelony. Z nim po prostu nie można się nudzić. W końcu wstał i poszedł się ubrać. Po chwili zszedł do kuchni i pomyślał, żeby zrobić śniadanie dla siebie i jego śpioszków.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Michael musisz to zrobić.
-Ale...
-Żadnego ale musisz i już.
Nie chciał się już kłócić z Rafaellą. Wyszedł jak najszybciej z jej mieszkania i usiadł do samochodu. Próbował się uspokoić. Mógł się nie godzić na tą zemstę, teraz musi zrobić wszystko czego pragnie Rafaella. Dostał za zadanie spowodowanie wypadku i to znów na Amy. Nie chciał tego robić, ale czy miał jakiś wybór? Ma na znalezienie wyjścia z tej sytuacji cały tydzień. Wierzył, że uda mu się coś wymyślić i tego nie robić.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Tato, dobre te naleśniki.
-Dziękuje ci synku.
Piłkarz szeroko się uśmiechnął i poczochrał synka po włosach. Cały czas spoglądał w stronę Amy i nie mógł napatrzeć się na nią. Gdyby nie obecność ich syna to z pewnością rzucił by się na nią i nie wypuszczał z sypialni. Amy pewnie myślała o tym samym. 
-Zjadłem już, mogę teraz iść oglądać kreskówki?
-Tak.
Thiago wyszedł z kuchni, a Leo migiem znalazł się obok Amy. Pocałował ją delikatnie, a zarazem namiętnie. Zaczęło brakować im tchu, kiedy przerwał tę chwilę dzwonek do drzwi. Amy wstała, pocałowała męża w policzek i poszła otworzyć. W progu przywitał ich uśmiechnięty od ucha do ucha Alves.
-Cześć Dani, co cię tu sprowadza?
-Naleśniki czuję.
I to była jego odpowiedź. Nic więcej nie mówiąc, poszedł i zaczął pałaszować ze smakiem naleśniki. Thiago zaciekawiony gościem poszedł zobaczyć kto to.
-Wujek Dani!
Mały rzucił się na szyję Brazylijczykowi, a ten mocno go przytulił.
-Cześć młody jak tam?
-Dobrze, idziemy zagrać w piłkę w ogrodzie?
-Jasne, chodź.
Oczywiście Lionel poszedł z nimi, a Amy postanowiła naszykować się do ich wyjazdu. Dani zawsze ją zaskakiwał, ale tym razem powalił swoją głupotą. Przyszedł do domu przyjaciół, zjadł śniadanie i poszedł grać w piłkę. Nawet nie powiedział po co przyjechał. Zaśmiała się pod nosem i zaczęła pakować torbę. Usłyszała ich głośny śmiech i wyjrzała przez okno. W basenie pływał w ciuchach Leo, a Dani i Thiago przybijali sobie piątki. Wzięła ręcznik i poszła w stronę tych istnych wariatów. Wiedziała, że wiążąc się z Barcelońską rodzinką nie będzie łatwo, ale na nudę nie mogła narzekać. Każdy z nich był inny i na swój sposób wyjątkowy. To sprawiało, że kochali się jak jedna wielka rodzina. Byli nierozłączni. Może czasami szaleni, ale i też wiedzieli co jest w życiu najważniejsze.
  • Po pierwsze chciałabym was przeprosić za taką długą nieobecność, przepraszam. To się więcej nie powtórzy. Wiem rozdział nudny, ale obiecuję, że następny będzie lepszy. No bo w końcu opiszę ich szalone wakacje. Dziękuje wam bardzo za komentarze i wyświetlenia, jesteście najlepsi. Pozdrawiam i do następnego ;)
  • Pozdrawiam Tolkę :*




 

środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 3

"Są rzeczy od których nie można uciec, jeśli nawet odejdzie się od nich bardzo daleko"



Otworzyłam oczy, ale pod wpływem oślepiającego światła znów je zamknęłam. Po chwili się jednak przełamałam i tym razem się udało. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu i domyśliłam się, że jestem w szpitalu. Ostatnie co pamiętam to przerażonego Leo i moje omdlenie. Moją dłoń trzymał, pogrążony we śnie Messi. Tak słodko wygląda, kiedy śpi. Pewnie jest tu przy mnie cały czas. Ścisnęłam jego rękę, a ten od razu się przebudził.
-Amy, tak się bałem!-przytulił mnie najmocniej jak potrafił, a ja go ucałowałam.
-Domyślam się kochanie, a dlaczego jestem w szpitalu?
-Już tłumaczę. Lekarz powiedział, że miałaś w sobie jakąś trującą substancję, ale po płukaniu żołądka twój organizm się uspokoił. Substancja ta mogła cię nawet zabić, ale ty się nie poddałaś.
-Leo rozumiem. Spójrz na mnie. Jestem tu cała i zdrowa, nic mi już nie jest. Uśmiechnij się, a gdzie Thiago?
-Jest z Shaki i Gerardem.
-Dobrze. Skarbie, wiesz kiedy mnie wypuszczą?
-Dzisiaj powinni po ostatnich badaniach dać ci wypis.
Leo znów chciał mnie przytulić, ale do sali wkroczył lekarz.
-Widzę, że czuje się już pani lepiej.
-Tak, będę mogła dzisiaj wyjść?
-Oczywiście, badania potrwają niecałe trzy godziny i jest pani wolna.
Lekarz się do nas uśmiechnął i wyszedł. Natomiast mój ukochany mąż ponownie zamknął mnie w swoich ramionach. Musiał strasznie się o mnie bać, więc wcale nie dziwi mnie to, że nie chcę mnie wypuszczać ze swojego szczelnego uścisku.
-Kochanie badania potrwają dosyć długo, więc jedź mi po jakieś ciuchy na zmianę.
-Nie chcę cię tu zostawiać.
-Leoś w szpitalu nic mi nie grozi, a po za tym Thiago na pewno tęskni, więc jego też przywieziesz.
Argentyńczyk zrobił niepewną minę, ale w końcu dał się przekonać. Ucałował mnie jeszcze przed wyjściem i zostałam sama. I tak musiałam czekać na lekarza, więc z nudów zaczęłam czytać jakąś gazetę. Nagle do mojej sali usłyszałam pukanie, a po chwili w drzwiach ujrzałam Rafaellę.
-O boże, Amy. Martwiłam się o ciebie.
Zdziwiła mnie jej wizyta, ale starałam się być miła.
-Nie potrzebnie, nic mi nie jest.
-Jeśli tak mówisz, a kiedy wychodzisz?
-Za parę godzin, jeszcze zrobią mi jakieś dodatkowe badania.
-W porządku, a gdzie twój mąż?
-Leo pojechał po naszego synka i po jakieś ciuchy dla mnie na zmianę.
-Rozumiem.
Rafaella się uśmiechała, a ja musiałam udawać, że jej pytania mnie nie denerwują. Nie lubię kiedy wypytuję mnie o Leo i nasz związek.
-Ty i Leo jesteście już razem pięć lat?
-Tak Rafa, a dlaczego pytasz?
-No bo wiesz wy wciąż się kochacie, a inne związki po tylu latach się rozpadają.
-Jak widzisz nasz nie, jesteśmy ze sobą bardzo szczęśliwi.
Zaczęła mnie coraz bardziej stresować, ale wiedziałam dlaczego. Leo był jej pierwszą miłością to dlatego zadaje takie pytania. Ja nigdy za nią nie przepadałam, ale była moją koleżanką z dzieciństwa. Zawsze wkurzała mnie chwaląc się swoimi zabawkami i innymi pierdołami. Teraz to ja mogłam się pochwalić przed nią moim małżeństwem. Nie jestem mściwa ani tego typu rzeczy, ale jak już pyta to odpowiadam szczerze. Sama wbija sobie sztylet w serce jeśli chce słuchać o mnie i Leo.
-Amy, czy ty w ogóle kochasz Leo?
-Oczywiście, że tak. Skąd takie pytanie?
-No bo wiesz Lionel Messi jest bogaty i...
-Nawet tak nie myśl. Znałam Leo już wcześniej. Przed tym zanim zaczął odnosić sukces i zawsze pomiędzy nami iskrzyło. Nawet na ułamek sekundy nie pomyślałam, że mogłabym go kochać dla pieniędzy. Kocham go za to jakim jest człowiekiem i za to jak bardzo uszczęśliwia mnie i naszego syna. Kocham każdy pocałunek, każde muśnięcie ciepłych warg, te wszystkie czułe gesty i słowa. To właśnie sprawia, że kocham go tak jak jeszcze nigdy nie kochałam. I nigdy więcej niech przez głowę ci nie przejdzie pomysł, że jestem z nim tylko dla pieniędzy. Ja taka nie jestem, ja kocham na prawdę. Sądzę, że powinnaś już pójść, chciałabym odpocząć.
-W porządku Amy, nie denerwuj się tak. Do zobaczenia.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wyszła ze szpitala w jak najszybszym tempie i wściekła jak osa. Chciała pogrążyć Amy, ale ona na prawdę kocha Messiego i nie zależy jej na jego pieniądzach. Nie potrzebnie pytała o to, usłyszała za dużo o ich szczęściu. Aż zaczęło ją mdlić od tej słodkości. Wciąż wściekła wsiadła do samochodu i nawet nie przywitała się ze swoim wspólnikiem zemsty.
-I co żyje?
-Tak żyje, niestety-Michael odetchnął z ulgą.
-A ty co się tak cieszysz. Nie udało się, Amy żyje.
-Bo widzisz Rafa pogódź się z tym, że Messi cię nie chce. Wybrał Amy i myślę, że za dużo już wycierpieli.
-Przez ciebie.
I tu trafiła w czuły punkt Michaela. Chciał się zmienić i przeprosić za wszystko tą dwójkę. Źle czuł się z tym, że pomaga Rafaelli. Jednak wiedział, że musi pokazać, że nie jest tą samą osobą. Postanowił pokrzyżować Rafaelli plany bez jej wiedzy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No to już po badaniach. Leo poszedł kupić mi butelkę wody do sklepiku szpitalnego, a Thiago siedzi i ogląda nowo kupioną książeczkę. Ja natomiast własnie się przebieram, bo już za chwilę pojedziemy do domu. Nareszcie, nie cierpię szpitali. Thiago był jakiś cichy, więc postanowiłam na chwilę na niego zerknąć. Odwróciłam się i ujrzałam skradającego się Leo. Najwyraźniej chciał mnie przestraszyć, ale mu się nie udało. Uśmiechnęłam się do niego i próbowałam zapiąć zamek sukienki na plecach, jednak bezskutecznie. Jak na zawołanie za mną stał Messi i już się tym zajął. Zanim jednak zapiął mi zamek to przejechał ręką wzdłuż linii moich pleców, a mnie przeszły ciarki i poczułam mrowienie w brzuchu. Po zapięciu zamka, ucałował mnie w szyję i się szeroko uśmiechał. Odwróciłam się i tak staliśmy naprzeciw siebie. Leo obdarzył mnie pocałunkiem, który sprawił, że pode mną uginały się kolana. Jak to możliwe, że po tylu latach ten człowiek wciąż tak na mnie działa? Nagle obok pojawił się Thiago.
-Mamo, a pojedziemy dzisiaj do Milana?
-A chcesz?
-Tak.
Spojrzałam na Leo i pokiwaliśmy głowami.
-Pojedziemy, ale najpierw musimy jechać do domku. Mama musi chwilę odpocząć.
Nie minęło 10 minut, a my już byliśmy w drodze do domu. Leo całą drogę nad czymś myślał. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc zaczęłam wygłupiać się z synkiem.
Jak dobrze, że z Amy wszystko w porządku. Bałem się o nią, bez niej nie dałbym sobie rady. Teraz pojedziemy do domu, a później do rodziny Pique. Jednak muszę wieczorem porozmawiać z Amy o Rafaelli. Jestem pewny, że to wszystko to jej sprawka. Jak tylko moja ukochana się o wszystkim dowie to zgłoszę to na policję. Martwi mnie jeszcze Michael i ten jego telefon sprzed dwóch dni. Może i więcej się nie odzywał, ale to jest cisza przed burzą. Boję się, że Michael i Rafaella planują coś złego.
  • Witam w trzecim rozdziale. Przepraszam za taką długą przerwę, ale poprawiałam ten rozdział chyba z siedem razy, a i tak mi się nie podoba. Jednak opinie pozostawiam w waszych rękach. Informuję od razu, że czwarty rozdział powinien się pojawić w weekend lub w poniedziałek. Zapraszam do komentowania i Pozdrawiam ;)
  • Dedykuję Tolce (naszemu anonimkowi z mojego aska) i mojej siostrze :*
  • Jakieś pytania to tu (http://ask.fm/Gunia131213)





sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 2

"Czy można żyć bez ukochanej osoby? Czy można kogoś kochać bez ustanku i do tego stopnia, aby oddać swe serce?"





Leżałam w łóżku, czytając książkę, a Leo brał właśnie prysznic. Byłam zmęczona po dzisiejszym dniu. Nagle poczułam, że robi mi się niedobrze, miałam mdłości. Popędziłam w kierunku łazienki.
-Lio, wyjdź szybko!
-Co się stało?
Zapytał zdezorientowany Argentyńczyk. Powstrzymał swoje kolejne pytania kiedy zobaczył, że wymiotuję. Chciał mi jakoś pomóc, ale niby w jaki sposób? Po paru minutach wyszliśmy z łazienki, czułam się słabo. Leo mnie prowadził, sama nie dałam rady iść. Poczułam, że nie mogę złapać oddechu. Leo coś do mnie mówił, ale nic nie rozumiałam. Ostatnie co zapamiętałam to jego krzyk i przerażenie w jego czekoladowych oczach.
-Amy!
Nie reagowała po prostu zemdlała. Oddychała coraz ciężej. Bez chwili namysłu zaprowadziłem ją szybko do samochodu. Jeszcze tylko zaniosłem migiem Thiago do sąsiadki i ruszyłem jak najszybciej w kierunku szpitala. Kiedy dojechaliśmy, wziąłem ukochaną na ręce i popędziłem do recepcjonistki. Już po chwili Amy zawieźli na salę, a ja przerażony zadzwoniłem do Gerarda.
-Leo jest 1:00, daj spać.
-Geri, Amy jest w szpitalu.
-O cholera! Ja i Shaki zaraz tam będziemy, a gdzie Thiago?
-U naszej sąsiadki.
-Dobra. Zawieziemy dzieci do Alvesa. On mieszka najbliżej i zaraz będziemy, trzymaj się.
Messi się rozłączył i opadł na krzesło. Bał się, tak strasznie się bał o swoją miłość. Dobijała go jego bezsilność, nic nie mógł zrobić, musiał czekać.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Spokojnie już otwieram.
Brazylijczyk otworzył drzwi i chodź był zaspany to otworzył szeroko oczy na widok Gerarda i dzieci.
-Dani pilnuj dzieci, ja jadę do szpitala.
-Ale..
-Amy i Leo tam są. Zadzwonię ci jak sytuacja się uspokoi, na razie pilnuj dzieci.
Obrońca nie zdążył nic odpowiedzieć, a Gerard już był w samochodzie. Przeraziły go słowa, że Amy i Leo są w szpitalu. Też najchętniej by tam pojechał, ale co z dziećmi? Spojrzał na Thiago i Milana, którzy mieli smutne minki, a Sasha płakał w wózku. Wziął Sashę na ręce i zaprowadził chłopców do salonu. Tam włączył im bajkę i usiadł razem z nimi. Nie mógł się na niczym skupić. Obok siebie miał telefon i czekał na jakiekolwiek wiadomości.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Leo!
Argentyńczyk wstał i spojrzał na biegnącą w jego stronę parę. Shaki od razu się do niego wtuliła, a Hiszpan czekał na wyjaśnienia. Leo opowiedział im całą sytuację i zapanowała głęboka cisza. Nikt z nich nie wiedział co się mogło stać. Czekali na lekarza już 15 minut, ale czas tak bardzo się przeciągał. Dla nich to była wieczność.
-Może zadzwonić do Thomasa? W końcu to brat od Amy-głos zabrała Kolumbijka.
Leo nie zdążył odpowiedzieć, bo w ich kierunku właśnie podążał lekarz.
-Państwo są tu w sprawie Amymarie Messi?
-Tak.
-No dobrze, przejdę od razu do rzeczy. Pani Amymarie chwilowo przestała oddychać, ale w ostatniej chwili ją uratowaliśmy. Zrobiliśmy jej prześwietlenie i okazało się, że w jej żołądku spoczywała trująca substancja. Substancja ta najpierw wywołuje wymioty i duszności. Na końcu jednak może nawet zabić. Na szczęście pani Amy nic się nie stało. Miała płukanie żołądka i już jest dobrze. Na obserwacji zostanie do jutra. Wszystkie badania już zostały zrealizowane, pozostało teraz tylko odpoczywanie.
-Dziękuje, a jutro dostanie wypis?
-Tak.
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Cieszyli się, że z Amy wszystko w porządku.
-Leo jakim cudem w jej żołądku mogła pojawić się taka substancja?-zapytał zdezorientowany Pique.
-Nie mam pojęcia. Może zjadła lub wypiła coś szkodliwego.
Shaki przysłuchiwała się rozmowie i sama zaczęła się nad tym zastanawiać, bo w końcu to ona była cały dzień ze swoją przyjaciółką i jadły w większości to samo. Oprócz tego, że na treningu piły różne wody. Shaki miała swoją, a dla Amy przyniosła Rafaella. Kolumbijka nie mogła w to uwierzyć, aż ją zamurowało. Wszystko zaczęło się układać w jedną całość.
-Leo kim jest ta cała Rafaella?
-Dlaczego pytasz?
-No bo to ja spędziłam cały dzień z Amy. Piłyśmy i jadłyśmy to samo. Oprócz wody na waszym treningu.
-A co to ma wspólnego?
-Oj Leo, tą wodę Rafaella przyniosła dla Amy.
-Myślisz, że?
Leo nie chciał kończyć. Wiedział, że Rafaella jest zdolna do wszystkiego, ale to już była przesada. Argentyńczyk poczuł jak się w środku gotuje. Jednak wiedział, że teraz kiedy Amy jest w szpitalu to musi być spokojny i opanowany, a z tym nie było łatwo. Po godzinie został sam. Shaki i Gerard pojechali się zająć dziećmi, a Leo został na noc przy swojej żonie. Usiadł naprzeciwko jej łóżka i łapiąc jej dłoń zasnął. Nie spodziewał się, że to dopiero pierwsza zemsta Rafaelli na ich rodzinie.

  • W końcu jest drugi rozdział. Ostatnio nie było pięciu komentarzy, ale rozdział napisałam dla tych którzy chętnie czytają i komentują moje wypociny. To właśnie im należą się moje podziękowania. Gdyby nie wy, nie powstałoby moje opowiadanie. Bardzo wam dziękuje i czekam na wasze szczere opinie. Pozdrawiam ;)
  • Rozdział ten dedykuję siostrze Ewelinie tak jak obiecałam. Kocham cię moja największa motywacjo :*