sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 2

"Czy można żyć bez ukochanej osoby? Czy można kogoś kochać bez ustanku i do tego stopnia, aby oddać swe serce?"





Leżałam w łóżku, czytając książkę, a Leo brał właśnie prysznic. Byłam zmęczona po dzisiejszym dniu. Nagle poczułam, że robi mi się niedobrze, miałam mdłości. Popędziłam w kierunku łazienki.
-Lio, wyjdź szybko!
-Co się stało?
Zapytał zdezorientowany Argentyńczyk. Powstrzymał swoje kolejne pytania kiedy zobaczył, że wymiotuję. Chciał mi jakoś pomóc, ale niby w jaki sposób? Po paru minutach wyszliśmy z łazienki, czułam się słabo. Leo mnie prowadził, sama nie dałam rady iść. Poczułam, że nie mogę złapać oddechu. Leo coś do mnie mówił, ale nic nie rozumiałam. Ostatnie co zapamiętałam to jego krzyk i przerażenie w jego czekoladowych oczach.
-Amy!
Nie reagowała po prostu zemdlała. Oddychała coraz ciężej. Bez chwili namysłu zaprowadziłem ją szybko do samochodu. Jeszcze tylko zaniosłem migiem Thiago do sąsiadki i ruszyłem jak najszybciej w kierunku szpitala. Kiedy dojechaliśmy, wziąłem ukochaną na ręce i popędziłem do recepcjonistki. Już po chwili Amy zawieźli na salę, a ja przerażony zadzwoniłem do Gerarda.
-Leo jest 1:00, daj spać.
-Geri, Amy jest w szpitalu.
-O cholera! Ja i Shaki zaraz tam będziemy, a gdzie Thiago?
-U naszej sąsiadki.
-Dobra. Zawieziemy dzieci do Alvesa. On mieszka najbliżej i zaraz będziemy, trzymaj się.
Messi się rozłączył i opadł na krzesło. Bał się, tak strasznie się bał o swoją miłość. Dobijała go jego bezsilność, nic nie mógł zrobić, musiał czekać.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Spokojnie już otwieram.
Brazylijczyk otworzył drzwi i chodź był zaspany to otworzył szeroko oczy na widok Gerarda i dzieci.
-Dani pilnuj dzieci, ja jadę do szpitala.
-Ale..
-Amy i Leo tam są. Zadzwonię ci jak sytuacja się uspokoi, na razie pilnuj dzieci.
Obrońca nie zdążył nic odpowiedzieć, a Gerard już był w samochodzie. Przeraziły go słowa, że Amy i Leo są w szpitalu. Też najchętniej by tam pojechał, ale co z dziećmi? Spojrzał na Thiago i Milana, którzy mieli smutne minki, a Sasha płakał w wózku. Wziął Sashę na ręce i zaprowadził chłopców do salonu. Tam włączył im bajkę i usiadł razem z nimi. Nie mógł się na niczym skupić. Obok siebie miał telefon i czekał na jakiekolwiek wiadomości.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Leo!
Argentyńczyk wstał i spojrzał na biegnącą w jego stronę parę. Shaki od razu się do niego wtuliła, a Hiszpan czekał na wyjaśnienia. Leo opowiedział im całą sytuację i zapanowała głęboka cisza. Nikt z nich nie wiedział co się mogło stać. Czekali na lekarza już 15 minut, ale czas tak bardzo się przeciągał. Dla nich to była wieczność.
-Może zadzwonić do Thomasa? W końcu to brat od Amy-głos zabrała Kolumbijka.
Leo nie zdążył odpowiedzieć, bo w ich kierunku właśnie podążał lekarz.
-Państwo są tu w sprawie Amymarie Messi?
-Tak.
-No dobrze, przejdę od razu do rzeczy. Pani Amymarie chwilowo przestała oddychać, ale w ostatniej chwili ją uratowaliśmy. Zrobiliśmy jej prześwietlenie i okazało się, że w jej żołądku spoczywała trująca substancja. Substancja ta najpierw wywołuje wymioty i duszności. Na końcu jednak może nawet zabić. Na szczęście pani Amy nic się nie stało. Miała płukanie żołądka i już jest dobrze. Na obserwacji zostanie do jutra. Wszystkie badania już zostały zrealizowane, pozostało teraz tylko odpoczywanie.
-Dziękuje, a jutro dostanie wypis?
-Tak.
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Cieszyli się, że z Amy wszystko w porządku.
-Leo jakim cudem w jej żołądku mogła pojawić się taka substancja?-zapytał zdezorientowany Pique.
-Nie mam pojęcia. Może zjadła lub wypiła coś szkodliwego.
Shaki przysłuchiwała się rozmowie i sama zaczęła się nad tym zastanawiać, bo w końcu to ona była cały dzień ze swoją przyjaciółką i jadły w większości to samo. Oprócz tego, że na treningu piły różne wody. Shaki miała swoją, a dla Amy przyniosła Rafaella. Kolumbijka nie mogła w to uwierzyć, aż ją zamurowało. Wszystko zaczęło się układać w jedną całość.
-Leo kim jest ta cała Rafaella?
-Dlaczego pytasz?
-No bo to ja spędziłam cały dzień z Amy. Piłyśmy i jadłyśmy to samo. Oprócz wody na waszym treningu.
-A co to ma wspólnego?
-Oj Leo, tą wodę Rafaella przyniosła dla Amy.
-Myślisz, że?
Leo nie chciał kończyć. Wiedział, że Rafaella jest zdolna do wszystkiego, ale to już była przesada. Argentyńczyk poczuł jak się w środku gotuje. Jednak wiedział, że teraz kiedy Amy jest w szpitalu to musi być spokojny i opanowany, a z tym nie było łatwo. Po godzinie został sam. Shaki i Gerard pojechali się zająć dziećmi, a Leo został na noc przy swojej żonie. Usiadł naprzeciwko jej łóżka i łapiąc jej dłoń zasnął. Nie spodziewał się, że to dopiero pierwsza zemsta Rafaelli na ich rodzinie.

  • W końcu jest drugi rozdział. Ostatnio nie było pięciu komentarzy, ale rozdział napisałam dla tych którzy chętnie czytają i komentują moje wypociny. To właśnie im należą się moje podziękowania. Gdyby nie wy, nie powstałoby moje opowiadanie. Bardzo wam dziękuje i czekam na wasze szczere opinie. Pozdrawiam ;)
  • Rozdział ten dedykuję siostrze Ewelinie tak jak obiecałam. Kocham cię moja największa motywacjo :*






3 komentarze:

  1. Ojeju. Dobrze, że Amy sie nic nie stało. Leo powinien zrobic porządek z ta Rafaella. Geri i Shaki sa kochani, ze tak wspierają Leo i Amy. Oby to sie dobrze skończyło.
    Czekam na nowy rozdział i pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  2. cudo oby wytrwali w tych zemstach xdd czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń